21 sie 2013

jesteś takim pięknym dziwakiem...

 http://24.media.tumblr.com/d5dc85530c187ddb3dc1d7b5f5a641b7/tumblr_mjaxn75nEj1rbb8fmo1_500.gif
Parsifal Scott. brudnej krwi. klasa VII. Gryffindor.
pazur hipogryfa, 11 cali, topola - bardzo sztywna, idealnie leży tylko w jego dłoni 
czarny i bardzo leniwy kot, który nie ma imienia i przychodzi tylko po jedzenie
bogin - nie chce o tym rozmawiać, patronus - tylko mgiełka
awersja do każdego rodzaju alkoholu, rodzeństwo porozrzucane najprawdopodobniej po całej kuli ziemskiej
 Dziecko mugolskich slumsów. Tych okolic, gdzie to pociągi zatrzymują się tylko czasami, a stacje wyglądają tak, jak opuszczone, nawiedzone domy w filmach dla niemagicznych. Przesiadywało się tam od małego i marzyło, że w końcu pojawi się pociąg, do którego się wskoczy, a potem, jak za sprawą magicznej teleportacji, wysiądzie w lepszym życiu. Co prawda, Hogwart Ekspres nie zatrzymuje się na stacji przy jego starym domu, ale marzenia chyba się ziściły. W końcu jest kimś, ma nieprzeciekający dach nad głową, a butelki po maminej wódce nie są poukładane na kształt piramidki. Kimś? Definicja jego miejsca w szkolnej hierarchii jest całkiem prosta – to ten cwaniaczek, co to naciągnie na kilka galeonów niemal każdego. A to zakład, kto wygra mecz. A to zapomoga, bo kolega zgłodniał a akurat jest wyjście do Hogsmeade. A to trzeba nauczyć kumpli grać w pokera tylko po to, żeby uśpić ich instynkt, a potem równo wyciągać z ich kieszonek złoto. Ogólnie dość niefrasobliwy, wszędobylski, niepokorny, zapobiegliwy i zaradny.
Preferuje przyjaźnie na dobre i złe, czekoladę z Miodowego Królestwa, a eterycznymi, wymuskanymi pannicami to on gardzi.  Słabo u niego z nauką, ale nadrabia chęciami i kontaktami. Do SS to już nawet nie zagląda, bo i wymówki się skończyły. 

14 komentarzy:

  1. [Nareszcie, nareszcie! :) Witam serdecznie i od razu zapraszam do wątku z Lydką. Jakieś pomysły co do powiązań czy myśleć mam ja? :)]

    Lydia

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ahoj! ^^ Dlaczego Grindelwald? ;) ]

    Lys.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ I zaliczałam właśnie malowniczego facepalma XD Dziękuję za info. Chyba czas, abym w końcu uważniej studiowała filmy @_@ ]

    Lys.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Co z moją kulturę! Proszę ładnie o wątek ^^ ]

    Lys.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Tak w zasadzie nie mam pomysłu na żadnen ekstra-fajny-wątek i jedne co przychodzi do głowy to:
    a). handel dobrymi ściągami albo całym arkuszem na jakiś egzamin z obrony przeciw czarnej magii albo transmutacji, bo tego Lys nie lubi się uczyć.
    b). albo mały wypadek - Parsifal zabłądził z nieznanych powodów (możesz sobie wymyślić je samaXD) na zamkowy korytarz, który nie został jeszcze otwarty z powodu ciągle przedłużającego się remontu po wojnie (a jako, że nie ma tam żadnej wartościowej klasy to nauczycielom się nie śpieszy z naprawą) i zostanie ofiarą "małego, niewinnego" wybuchu - świadkiem eksperymentów Lysa. ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Jestem cierpliwa. Czekam ;) ]

    Lys.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie żeby przywykła do tych anonimowych listów, które ktoś przysyłał je co tydzień. Dostawała je niemalże z zegarkiem w ręku, w soboty, koło godziny szesnastej, z małymi obsunięciami w jedną czy drugą stronę – wsunięte pod drzwi dormitorium, schowane w książce którą nieostrożnie pozostawiła gdzieś w Pokoju Wspólnym, porzucone w salonie i znalezione przez osobę trzecią. Nie tyle przywykła do nich ile zaczęła ich wyczekiwać, niechętnie bo niechętnie, ale zaczęła. Pewne sytuacje wdrażają się w życie codzienne na tyle, że wiesz że w soboty rankiem trzeba posprzątać swój pokój, a niedzielne popołudnie zarezerwowane jest dla obiadu z rodziną. Taką rutyną stały się więc te listy – cosobotnie, punkt szesnasta. Do czasu aż nie zaczęły jej przerażać, a stało się tak wraz z pierwszą groźbą, która została w nich umieszczona, wraz z pierwszymi brutalnymi i dość erotycznymi wymysłami spaczonej fantazji.
    Nie miała komu o tym powiedzieć, aż pewnego dnia nie natknęła się na Scotta. Paliła właśnie papierosa i bezmyślnie wpatrywała się w dal, zastanawiając się co z tym zrobić. Do niczego nie doszła, żadne sensowne rozwiązanie nie przyszło jej do głowy poza kilkoma przypuszczeniami, którymi podzieliła się z mężczyzną. Wtedy nie żałowała, ale feralnego popołudnia, pewnego wtorkowego dnia miała pożałować...
    Właśnie wyciągała swoją gitarę spod łóżka, mając zamiar pobrzdąkiwać sobie w salonie, kiedy do dormitorium wpadła jedna z jej współlokatorek. Wpadła – to było dobre określenie, pojawiła się jak burza, świergoląc coś pod nosem i żywo wymachując rękoma, z potoku słów Ophelia jednak wyłapała, że ktoś na nią czeka w Pokoju Wspólnym. Więc zeszła, z miną jak gdyby szła na skazanie, odprowadzana przez głos swojej współlokatorki. A na miejscu dowiedziała się jeszcze mniej niż wiedziała.
    Scott, krew, bijatyka, listy, groźby, Scott, Scott...
    Pociągnięta za rękaw posłusznie szła (a raczej biegła, bo do tego zmuszał ją młodzieniec z Hufflepuffu) za swoim towarzyszem, skręcała w odpowiednie korytarze, zbiegała co dwa po schodach, chociaż mało brakowało, aby nie potknęła się i nie wyrżnęła się jak długa. Wydawało jej się, że podróż trwa całe wieki, ciągle pojawiały się kolejne zakręty, kolejne długie odcinki do pokonania, kolejni uczniowie do wyminięcia i kolejne ściany do nabicia sobie guza, kiedy jednak trafiła na miejsce zaczęła żałować, że ich bieg nie trwał dłużej.
    Była zmachana, ledwo łapała oddech (ach, te papieroski...), teraz dodatkowo była zdezorientowana, bo potrafiła zarejestrować jedynie tłum tłoczących się uczniów i, czasami dostrzegalną w tej hołocie, dwójkę głównych zainteresowanych. Nieznajomy Gryfon, cały zakrwawiony i przytrzymywany przez silną rękę za materiał mundurka, aby nie runął na ziemię i właściciel owej silnej ręki – Scott. Parsifal Scott, ten który wiedział o niej za dużo i który wyglądał jakby wpadł w szał.
    Czekaj... Czy ten Gryfon nie był jednym z podejrzanych...?
    Jakoś przedarła się przez tłum, jakoś doskoczyła do dwójki, łapiąc Scotta za ramię i starając się odciągnąć go nieco, na marne. Tak jakby nie zauważał, jakby nie poczuł w ogóle jej dotyku.
    - Parsifal, przestań! - warknęła, jednak jej głos zniknął w gwarze i innych okrzykach wznoszących się w korytarzu. Tylu uczniów i nikt nie powstrzymał obu Gryfonów, przyglądali się tylko biernie, a niektórzy wręcz dopingowali Scotta. Ciekawe czy jeszcze robili zakłady ile ofiara spędzi czasu w skrzydle szpitalnym. - Natychmiast przestań, bo... bo... bo popamiętasz!

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzięki wielkie. <3 Za opinię i poprawkę w tekście, na ciebie zawsze można liczyć. Gdyby ci się jeszcze chciało przecinki posprawdzać to już w ogóle byłoby cool.

    Mi tam w Draconie przeszkadzało tylko jego tchórzostwo. Resztę dało się przeżyć. A pokochałam go za scenę w bodajże VI części, kiedy leżał we krwi w łazience... nie wiem czemu akurat to mnie poruszyło, ale nieważne. Jeśli chodzi o mój komentarz: Kim jest Fabiola? o.O]

    S. Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  9. [To jak już wypiszesz te błędy, zgłoś je na maila, co by nie było wstydu, że mam ich od groma xD. A teraz najistotniejsze pytanie: kto zaczyna? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jeśli chodzi o jakąkolwiek nić porozumienia, jedyna scena jaka stanęła mi przed oczami to lekcja u Slughorna: oboje siedzą obok siebie na zajęciach klnąc na kociołki i wywary. W ten sposób Scorpius mógł zapałać do niego sympatią, olewając to, że gość jest Gryfonem. Niechęć do eliksirów łączy ludzi, więc może dostali szlaban od profesora za obijanie się?]

    S. Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  11. [Aktualnie oglądam film, stąd moje nieskładne komentarze, ale tak, jak już skończę, mogę zacząć wątek. Miła odmiana pisać z Tobą w "męskiej odsłonie" xD. Albo się znielubią, albo będzie naprawdę dziwnie.]

    S. Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  12. Liść mięty, dwie garście pancerzyków chitynowych, sok z cytryny (ile do cholery?) i garść abisyńskich fig. A może dwa liście mięty, garść pancerzyków, sok z cytryny na czuja i garść fig? Powoli zaczynało mu się wszystko mieszać. Nie mówiąc już o tym, że cały czas zastanawiał się po jakiego grzyba w ogóle zajmują się wytwarzaniem Eliksiru Euforii. Jakby w ogóle był on komuś potrzebny. Istnieją lepsze sposoby na doładowanie energii - żaden z nich nie wymaga babrania się w ziółkach.
    Scorpius westchnął głęboko klnąc pod nosem, gdy kolejny już raz jego kociołek przybrał ciemno-fioletowy kolor. A może cały jego problem nie polegał na tym, że robił coś źle, ale po prostu był daltonistą i tak naprawdę zawartość saganka miała odpowiednią, niebieską barwę? Nadzieja matką głupich. Zapach, jaki według książkowej wersji rozsiewał wokół siebie wywar, powinien przypominać kobiece perfumy, a on czuł tylko nieprzyjemną zgniliznę.
    - Pieprzone receptury - mruknął pełnym zniecierpliwienia głosem, upewniając się wcześniej co do tego, czy Slughorn nie kręci się gdzieś za jego plecami. Profesor miał tendencję do robienia podchodów, a Malfoy już nie raz wpakował się w niezłe bagno, wyrażając swoją głęboką niechęć do Eliksirów tuż przy nauczycielu. Aż dziw, że ten jeszcze chciał go w elitarnym Klubie Ślimaka. Bardzo prawdopodobne było to, że prędzej czy później blondyn z niego wyleci, ale na razie ratowało go to, że wykazywał nadprzeciętne zdolności w rzucaniu uroków, głównie tych, które przydawały mu się w pojedynkach. Drugim kołem ratunkowym był jego ojciec, Dracon, który zajmował zbyt wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii, by Slughorn mógł zapomnieć o szanowanej rodzinie Malfoyów. Szczególnie teraz, gdy Śmierciożercy stanowili przeżytek świata magii.
    Modląc się o koniec lekcji, trzepnął pancerzykami chitynowymi o blat. Już nawet przestało zależeć mu na ocenie. Nie ma nic gorszego, niż wywarzanie eliksirów. O ironio, twierdził tak sam panicz Malfoy! Ten sam, którego ojciec wykazywał niewiarygodne zdolności warzenia, pozostając faworytem Snape’a oraz jednym z lepiej pracujących osób u Slughorna. Niestety Scorpiusowi do podtrzymania tak dobrych opinii o rodzinie brakowało naprawdę wiele. Nie interesowało go wszystko to, co łączyło się z mieszaniem składników, wolał machanie różdżką.
    (...) - Lekcje uważam za skończoną. Możecie wyjść! - oznajmił z uśmiechem profesor, gdy większość uczniów i tak już porządkowała stół. Wyjątek stanowił Scorpius, który w dalszym ciągu nie uzyskał odpowiedniej konsystencji i koloru eliksiru, oraz Persifal . To akurat nikogo nie powinno dziwić.
    Możecie wyjść - blondynowi nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Poderwał się z krzesła zaraz po udzielonej informacji. - Wyjątek stanowi pan Malfoy i pan Scott. Nie mogę ocenić waszych eliksirów. Nie łapią się w żadne kryteria. Dla ułatwienia możecie jednak pracować razem.
    Łaskawość Slughorna nie znała granic, szkoda tylko, że Malfoy nie potrafił tego docenić.
    - Ale panie profes...
    Drzwi lochu huknęły głośno, gdy nauczyciel wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając dwójkę uczniów samych.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Znajdzie się tu ochotnik na wątek?]

    Elisa Vandom

    OdpowiedzUsuń