21 sie 2013

.


  OPHELIA KRUM   
29.03.2006 - SKAGEN, DANIA

GRYFFINDOR, VII ROK, OWCA W WILCZEJ SKÓRZE
papieros, gitara, boks, rock'n'rollowa dusza, stany lękowe


12 komentarzy:

  1. Miał niesamowity dar pojawiania się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Albo w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, zależy jak na to patrzeć. Lub kto na to patrzył, w końcu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Sawyer był zadowolony z tej zdolności i uważał, że potrafi ją umiejętnie wykorzystać.
    Jego ojciec rzadko uciekał się do przemocy — od tego miał swoich ludzi. Samodzielnie korzystał z innych sztuczek. Chociaż ojciec dla Sawyera nie był jakimkolwiek autorytetem, w tej kwestii musiał przyznać mu słuszność. Czasem zastraszenie przez kilka ciosów dawało oczekiwany skutek, niektórym przyjemnie było przyłożyć w mordę, a przede wszystkim kiedy brało się udział w bójce i wygrywało, człowiek miał poczucie władzy, był górą, mógł wszystko. To jednak nie wystarczało na długo, były inne ciekawe metody. Na przykład informacje. Dobrze wiedzieć więcej, a ludzie, którzy wiedzą zbyt wiele, stają się niebezpieczni dla innych. W pewnych kręgach za posiadanie zbyt dużej ilości ważnych informacji można było wiele stracić, na przykład życie. Ale nie w szkole, w Hogwarcie było to przydatne, kiedy umiało się swoją wiedzę odpowiednio wykorzystać.
    Sawyer lubił handlować. Może dlatego, że handel kojarzył się przede wszystkim z normalnymi ludźmi, nie tymi wyższymi sferami, dobrymi domami. Może lubił to też z takiego powodu, że ponoć nie powinien tego robić. Sprzedawał też różne przedmioty, jako dzieciak karty z czekoladowych żab, teraz pewne substancje niekoniecznie legalne. Dla przyjemności, bo na pieniądzach mu nie zależało. Był przecież bogaty. Właściwie nie tyle co on a rodzina, ale na razie wciąż był wspomagany finansowo. Być może powinien unieść się dumą i odmówić, ale tego nie zrobił. Żerował bez wyrzutów.
    Informacje przynosiły większy dochód. Czasem ktoś chciał się dowiedzieć czegoś ważnego o kimś innym — i to z wiarygodnego źródła, nie z durnych plotek. Czy Sawyer był wiarygodny? Miał dowody, zawsze pamiętał o tym, by zbierać dowody. Mógł też szantażować innych. Czasem to wszystko spieniężał, ale tak naprawdę chodziło mu o coś innego. O zabawę. I poczucie władzy, które miał, kiedy druga osoba choćby na chwilę, choćby tylko w jednym temacie, jednej sprawie, była od niego zależna. Lubił to.
    Jeśli o jego zdanie chodziło — niech sobie uczniowie romansują z nauczycielami, jeśli mają ochotę, proszę bardzo. Ale wiedział, że to wbrew zasadom, etykiecie i tak dalej, więc wiedzę o takim, powiedzmy, związku można zabawnie wykorzystać. Personalnie nie miał nic do tego nauczyciela ani do Krum, ale sami się napatoczyli, więc można skorzystać. Bo dlaczego by nie?
    Cieszyła go już sama wiedza, że ma dowód przeciwko komuś i w każdej chwili może go wykorzystać. Chyba każdy ma jakieś skazy, których nie chce wyciągać na światło dzienne. A kiedy już się jakiś brud wyciągnęło… strach w oczach ofiary był miodem na serce Sawyera. Chociaż niektórzy udawali, że wcale się tym nie przejmują.
    Miał zdjęcia. Zdjęcia, które były dla niego już prawie bezużyteczne, bo obiekt na nich obecny był już martwy. Prawie, bo wciąż mógł coś z nimi zrobić. Już pod koniec roku szkolnego coś z tymi zdjęciami zaczęło się dziać. A to coś Sawyer nieopatrznie napomknął, coś mu się niechcący wyrwało, może nawet Ophelia Krum mogła zauważyć kawałek pospiesznie chowanej fotografii. Jednej z wielu. Ale to był już koniec roku szkolnego, a potem nastały wakacje. W trakcie przerwy nie widuje się wszystkich uczniów…
    Wakacje jednak już się kończyły. I właśnie w tym okresie Sawyer zdecydował się na napisanie listu. Oschły i lakoniczny, ale treściwy. Jeśli Ophelia Krum chce te zdjęcia, musi się po nie pofatygować. Sawyer wiedział, że dziewczyna nie ma ochoty tutaj przychodzić — bo kto by chciał? Wiedział też, że zrobi to mimo niechęci. I to go ekscytowało.
    Tego dnia w domu był sam. Brat zniknął już kilka lat temu, podróżował po świecie, więc wiadomo, że go nie było. Matka gdzieś wybyła, Sawyer nie wiedział nawet gdzie, a ojciec… Obowiązki Ministra Magii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście pewne określenia są umowne — wielką rezydencję trudno nazwać domem, a ciężko przebywać w niej samemu, skoro zawsze kręci się w środku służba. Oni jednak nie przeszkadzali, do południa nawet nie wiedzieli, że Byron jest w domu, bo wcześniej zapowiadał, że tego dnia w ogóle go nie będzie. Co oczywiście zmyślił, nawet nie wiedział po co.
      Potem go poinformowano, że ktoś przyszedł. Do domu Ministra Magii niełatwo się dostać, wiadomo — czary ochronne, jakieś ograniczenia, żeby byle kto wleźć nie mógł. I nie mógł. Sawyer mógł polecić, aby gościa do środka wpuścili, ale najpierw wolał sam pofatygować się do bramy.
      Ochrona nie odbierała różdżek, ale miała obowiązek sprawdzić każdego przychodzącego, żeby wykryć ewentualne czarnomagiczne substancje i tak dalej. Gdyby przyszedł jakiś lubiany znajomy Sawyera, zapewne kategorycznie nakazałby przestać tej praktyki, ale teraz obserwował ten zabieg z rozbawieniem. A kiedy skończyli, nie odezwał się, tylko machnął ręką, dając znak, by iść dalej, a potem odwrócił się i wszedł do środka, licząc na to, że Krum powędruje za nim.

      Usuń
  2. [ Całkiem zapomniałam o jej stanach lękowych xD. Będę myśleć i ci coś podsunę zatem.]

    Parsifal Scott

    OdpowiedzUsuń
  3. [Co byś powiedziała na rodzeństwo? Na złość anonimom.
    a) Nie.
    b) Jasne, rodzeństwo to sama radość.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Co prawda rodzeństwa nie przewidywałam, ale czemu nie. Zakładałam, że matka Pchełki jest Dunką, dumną i chłodną, ale wierną i będącą dobrą panią domu. Czy taka opcja by pasowała?
      Dobrze, że odpowiedzi nie było:
      a) Jasne!
      b) Tak jak powyżej. ]

      Usuń
    2. Napisz na herenamm@gmail.com, jeśli nadal zgadzasz się na rodzeństwo ;)

      Usuń
  4. [Aluzje są do dupy, wolę czyny.
    Nie wiem, jak to z tą ceną minimalizmu, ja jestem leniwa po prostu.]

    Ravenhart

    OdpowiedzUsuń
  5. Odwrócił się plecami do Ophelii Krum. Szalonooki Moody z pewnością za taki postępek surowo by go zrugał, ale Szalonooki już dawno temu zginął. Nawet stała czujność mu nie pomogła. Zresztą, Sawyer nawet nie wiedział, kim jest ten auror. Jasne, wiedział sporo o wojnie z Voldemortem, uczęszczał również na Historię Magii, ale przewijało się tam tyle nazwisk, że tym nie zaprzątał sobie głowy na dłużej. A nawet jeśli by o zasadach tego człowieka wiedział i tak nie szedłby tyłem, byle tylko widzieć Ophelię. Jasne, mogła teraz wyciągnąć różdżkę i go zaatakować, ale nie byli sami w tym domu, więc na pewno poniosłaby konsekwencję swych czynów.
    Nie zareagował w sposób widoczny, kiedy usłyszał jej słowa. Jedynie uśmiechnął się krzywo, ale tego zobaczyć nie mogła. Tak, jasne, wyciągnie zdjęcia z kieszeni, wręczy je Krum i pozwoli iść. Chciałaby, ale tak prosto to nie ma. To nie tak, że traktował Krum jako wroga. Była ona mu idealnie obojętna jak większość ludzi, ale skoro nadarzyła się okazja do swego rodzaju zabawy należy ją wykorzystać. Nie przygotował sobie jakiegoś planu wydarzeń, bo i po co?, więc nie wiedział, co dalej się wydarzy.
    Zaprowadził ją do salonu. Pomieszczenie nie zostało urządzone w barokowym stylu, przepychu tu nie było, raczej, jak to się mówi, urządzone ze smakiem, klasą. Ale widać, że na bogato. Pewni ludzie, nieprzyzwyczajeni do takich wnętrz, mogliby się poczuć skrępowani czy przytłoczeni, więc Sawyer zyskałby kolejną przewagę. Niestety, Ophelia zapewne do tego przywykła i czuła się w takim otoczeniu swobodnie. (W gruncie rzeczy każdy Hogwartczyk chyba by tak miał, bo przecież zamek do najskromniejszych nie należał.) On był synem Ministra Magii, ona córką jednego z najsławniejszych szukających, teraz trenera — dawało to pewne profity, ale i sporo kłopotów, lecz… co mieli w takiej sytuacji powiedzieć dzieciaki najsłynniejszych bohaterów wojennych? Oni to dopiero muszą mieć w pewnych aspektach trudności.
    Byron w końcu odwrócił się twarzą do Ophelii, ale to tylko dlatego, że usiadł na kanapie, która ustawiona była tak, że mógł obserwować z niej wchodzącą do pomieszczenia dziewczynę. Sawyer rozsiadł się wygodnie, a nogi położył na stoliku. Wyciągnął różdżkę i machnął nią, a w pomieszczeniu rozbrzmiały dźwięki siódmej symfonii Szostakiewicza. Jednocześnie grzebał w kieszeni, chcąc wydostać paczkę papierosów. Kiedy w końcu ją odnalazł, wyłuskał papierosa i wsadził go między wargi. Właśnie spokojnie go zapalał od różdżki, kiedy do pomieszczenia pędem wpadło wielkie psisko — dog niemiecki — i skoczyło w stronę Krum, warcząc i szczerząc zębiska.
    — Spokój — powiedział Sawyer surowym głosem, zanim pies zdążył przystąpić do rozszarpywania gardła. Albo zanim Krum zdążyła go zaavadować.
    Bydlę znieruchomiało, usiadło i spuściło głowę. Po chwili jednak Sawyer zagwizdał i pies poderwał się, wskoczył na kanapę i usadowił się koło Ślizgona, który podrapał go za uszami. Właściwie zwierzęcia w domu nie powinno być, ale Byron się tym nie przejmował i wcześniej go do środka wpuścił. Potem zamierzał go wygonić, przed przyjściem Krum, ale jakoś zapomniał. Trochę niezadowolony był z takiego obrotu sprawy, bo wyglądało to jakby zamierzał nim dziewczynę poszczuć.
    Dog niemiecki został podarowany Ministrowi Magii przez jednego z jego licznych przyjaciół w okresie bożonarodzeniowym. Pies był nieustraszony, agresywny i nie przejmował się tym, co inni myślą na temat jego zachowania. Ciekawym zbiegiem okoliczności wszystkie bezdomne okoliczne koty przestały się kręcić w pobliżu, słuch po nich zaginął. Poza tym… pies był absolutnie lojalny, słuchał tylko Byrona, ale za to wykonywał wszystkie jego polecenia. Gorzej było, kiedy Sawyer akurat siedział w szkole. Ślizgon podejrzewał, że niedługo zwierzę poważnie kogoś uszkodzi i będzie go trzeba niestety odstrzelić.
    Na razie jednak nikogo nie rozszarpał. Krum też tego uniknęła, więc Sawyer nie zamierzał jej za zachowanie psa przepraszać. Zamiast tego zapytał uprzejmie:
    — Napijesz się czegoś?

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ze mną można sobie pozwalać na wszystko, dosłownie. Byleby wątek miał sens i nie wymagał ode mnie inicjowania każdej kolejnej wypowiedzi innej postaci, bo to irytujące.
    A co za kwestia, umiejscowienie wątku? Wątek może się odbywać wszędzie. Naprawdę, właśnie po to nie pisałam kilometrowej karty, żeby można było moją postać umieścić dosłownie wszędzie, żeby każdego zachowania można się po niej spodziewać i żeby się nie szufladkować tylko na jeden czy dwa rodzaje wątków.]

    Ravenhart

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy tylko Ophelia zaczęła się do Sawyera zbliżać, pies zawarczał ostrzegawczo. Umilkł jednak pod groźnym spojrzeniem swojego właściciela. Później Byron myślał sobie, że to był błąd — powinien pozwolić psu warczeć i szczekać, może to powstrzymałoby Krum od kradzieży papierosa. Samo to, że dziewczyna zabrała mu papierosa takie złe nie było, przecież w każdej chwili mógł wyciągnąć następnego i zapalić. Raczej chodziło o to, że ograła go jak dziecko i wyrwała szluga, zanim Sawyer się spostrzegł. Nie spodziewał się tego. Sądził, że Krum będzie chciała zachowywać się grzecznie i niewinnie, by przypadkiem go nie zirytować. Wtedy może zwiększyłaby szansę na to, żeby Ślizgon szybko oddał jej zdjęcia i wygonił ze swojego domu. Chyba tego chciała.
    Nie zareagował jednak na to jawną złością. Przyglądał się przez chwilę w milczeniu dziewczynie, jednocześnie prawą dłonią klepiąc psa po głowie. Potem przerwał kontakt wzrokowy, wzruszył ramionami i wyciągnął z paczki kolejnego papierosa. Swoją drogą, mogła poprosić. Może by jej łaskawie jednego rzucił. Ophelia czuła się stanowczo zbyt pewnie. Możliwe nawet , że w domu Ministra Magii niezwykle jej się spodobało i chciałaby w tym budynku spędzić więcej czasu. W towarzystwie Byrona, oczywiście. Sawyer uśmiechnął się w duchu na tę myśl — skoro ona tego chce, to on jej to umożliwi, proszę bardzo!
    Na szczęście odezwała się i okazało się, że nie czuła się tak pewnie, jak jej poprzednie zachowanie mogło na to wskazywać. Nawet nie chodziło o same słowa. Byron raczej spodziewał się odpowiedzi w stylu "Nic-od-ciebie-nie-chcę-daj-mi-tylko-zdjęcia", więc trochę się przeliczył, ale chociaż częściowo trafił. Przez kolejną chwilę odwzajemniał jej spojrzenie, obserwował jak zapala papierosa, tym samym pokazując swoje nadgarstki — tak, to na pewno było celowe — a potem uniósł dłoń i pstryknął palcami. W tym samym momencie, co Ophelia odwróciła się, co Byron zanotował z zadowoleniem. Jednak unika jakiegokolwiek kontaktu, jednak pewna siebie nie jest. Chyba.
    W pomieszczeniu pojawił się skrzat domowy, który skłonił się głęboko i zapytał, czego sobie Byron życzy, sir. Sawyer kazał przynieść szklankę wody i herbaty z miodem, chociaż wątpił, że to się przyda. W końcu Krum już z pomieszczenia wyszła. Trudno, wręczy jej na odchodnym, razem ze szkłem, niech się dziewczyna cieszy.
    Skrzat opuścił pomieszczenie, a Sawyer dźwignął się z kanapy i ruszył za Krum, zabierając po drodze aparat fotograficzny.
    — Chodź, Kapelan — zawołał jeszcze, a pies posłusznie za nim podążył.
    Sawyer zastanawiał się, dlaczego Krum wyszła. Zbyt trudną zagadką to nie było, pewnie chciała samodzielnie znaleźć zdjęcia, ale musiała być idiotką, skoro sądziła, że Sawyer trzymał je na wierzchu. Albo uważać Sawyera za idiotę. Nie wiadomo, co było gorsze. A może obie opcje były dobre — głupcami łatwiej się manipuluje, a jeśli to jego ktoś uważa za osobę wybitnie nieinteligentną albo za mało sprytną... może się zdziwić.
    Dogonili ją na schodach. Sawyer pokonywał schodki po dwa za jednym razem i szybko znalazł się przy Krum. Złapał ją za biodra, by powstrzymać przed dalszą wspinaczką i pochylił się nieco.
    — Cóż to za samowolka? — zapytał cicho. — Twoja herbata stygnie... STÓJ!
    Przy ostatnim wyrazie podniósł głos i wypowiedział słowo ostro, ale było ono skierowane do psa, który wyprzedził ich i chciał, warcząc i szczekając, rzucić się na kolejnego skrzata domowego, który kręcił się w pobliżu. Kapelan na szczęście posłusznie znieruchomiał i Sawyer chwilowo stracił zainteresowanie Ophelią. Podszedł do psa, który wyprzedził ich o kilka schodków, i pogłaskał go, chwaląc za wypełnienie komendy. Powiedział coś cicho, a potem błyskawicznie się odwrócił, mruknął:
    — Uśmiech!
    I zrobił zdjęcie, prawdopodobnie zaskoczonej, Ophelii. Zacmokał z udawaną dezaprobatą i dodał:
    — Obawiam się, że nie wyszłaś zbyt korzystnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sawyer doskonale zdawał sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak afenfosmofobia. Być może Ophelia miała taki lęk przed dotykiem albo i nie, Sawyer w to nie wnikał. Nie podejrzewał też, że dziewczyna tak się wzdraga przed kontaktem fizycznym, ale doskonale wiedział, że nie chciałaby, żeby to on ją dotknął. Więc, oczywiście, zrobił to. W sumie nic strasznego, był dość subtelny, ale mógł zamiast tego złapać ją za materiał bluzki albo za ramię, być może byłoby to bardziej neutralne. Tyle że przecież Sawyerowi nie o to chodziło. Niech się Krum cieszy, że przynajmniej szybko się od niej odsunął.
    Zignorował jej pytanie, bo przecież doskonale znała na nie odpowiedź. Chciał się jedynie trochę zabawić, czy tak wiele wymagał? Krum powinna to szybko zaakceptować, zamiast stroić jakieś fochy. Chociaż, musiał to Sawyer przyznać, to dodawało śmieszności do ich rozgrywki, więc w gruncie rzeczy Ophelia potrafiła uatrakcyjnić tę ich grę. Trzeba było przyznać, że czego by nie zrobiła, najprawdopodobniej Sawyer i tak umiałby z tego wyciągnąć jakąś korzyść dla siebie. Chyba najgorsze by było, gdyby dziewczyna pozostawała bierna i apatyczna — nudy. Na szczęście tak się nie działo.
    Dobrze się też stało, że — chociaż Sawyer nie był na początku z tego zadowolony — Kapelan do nich dołączył. W końcu był bardzo mądrym psem o wspaniałym, nieco śmiesznym charakterze, więc jego obecność zawsze była mile widziana. Przynajmniej przez Byrona, bo Ophelia najwyraźniej miała na ten temat inne zdanie, nie wiadomo dlaczego. Ślizgon jednak nie przejął się jej słowami i nie odesłał Kapelana.
    Chłopak spokojnie obserwował, jak Krum otwiera pierwsze drzwi. Kiedy zabrała się za otwieranie drugiego pokoju, podszedł do niej i wepchnął do środka, i zatrzasnął drzwi, wszedłszy do środka. Pies oczywiście wciąż mu towarzyszył, dzielne zwierzę ustawiło się przy wejściu.
    — A to jest, moja droga Ophelio, cmentarz — powiedział.
    Na ścianach komnaty pozawieszane były dziwne, przeraźliwie smutne i niedokończone obrazy, a na podłodze stały przeróżne rzeźby. Zazwyczaj również nieskończone albo zniszczone, dziwnie zdeformowane i powykrzywiane. W pewnym sensie galeria brzydoty, w pewnym sensie galeria dziwnego piękna.
    — To miała być Pieta. — Sawyer wskazał ręką na ogromną rzeźbę stojącą w centrum. — Miała mieć tragiczny wyraz ust, czujące i nieszczęśliwe spojrzenie, przejmujący ból widoczny w rysach. Wyszła jedynie brzydka, wykrzywiona morda, która... — Byron urwał i spojrzał na Ophelię. Zamyślił się na chwilę. — Chyba macie coś ze sobą wspólnego.
    Sawyer milczał chwilę, wpatrując się w zdeformowaną rzeźbę. Potem zagwizdał, przywołując do siebie Kapelana; tym samym wejście nie było już zablokowane. Sawyer podszedł do mebla stojącego w rogu pokoju i wyciągnął z niego butelkę wódki. W końcu na cmentarzach albo opłakuje się zmarłych, albo pije, jak to robią Romowie.
    — Chcesz pozwiedzać dalej? — zapytał.
    Wziął porządny łyk alkoholu, odrzuciwszy przedtem korek w tył.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze chciał być kimś niezwykłym, mieć jakiś wielki talent, najlepiej spektakularny. Bo, jasne, umiejętność sadzenia i pielęgnowania roślin jest przydatna, ale nie tak widoczna gołym okiem, jak chociażby zdolność świetnego latania na miotle, pojedynkowania się, czy też wyżywania się w którejś dziedzinie sztuki. Byron nie umiał śpiewać, nie miał dobrego słuchu muzycznego, więc gra na instrumentach nie było dla niego. Tworzenie słowa pisanego nigdy go nie pasjonowało, a gdyby nawet, najpewniej wyglądałoby to jak dzieła grafomana. Miał dwie lewe ręce do rzeźbienia i malowania. Cmentarz był dziełem matki Byrona. Pani Sawyer niegdyś uchodziła za znakomitą artystkę, teraz potrafiła tworzyć tylko takie potworzyska. Ten słynny wypadek, wskutek którego już nigdy nie odzyskała całkowitej sprawności w prawej ręce...  
    Byron nie podzielał zainteresowań matki, a także nie odziedziczył po niej umiejętności. W czym mógłby się właściwie wyróżniać? Chyba w niczym, dlatego lubił wyszukiwać słabości ludzi i je wykorzystywać. Czy to mu wychodziło? Może. Ale na pewno ludzi drażnił i sprawiał, że inni czuli się niewygodnie, w tym był dobry. Mogło to na dłuższą metę człowieka męczyć, ale jemu, jak na razie, to odpowiadało.  
    Nie zdziwiło go to, że Ophelia wyszła z pomieszczenia, kiedy on tylko odwołał Kapelana spod drzwi. Z jakiegoś powodu ludzie nie przepadali za tym pokojem. Sawyer spokojnie łyknął jeszcze trochę wódki, odstawił butelkę i dopiero wtedy wyszedł, by podążyć za Krum. Zobaczył ją, jak opierała się plecami o jakieś drzwi z dziwną miną. Pokój, który się za nimi znajdował, nie był dziwny. Może i w rezydencji można było znaleźć pomieszczenia, na które niektórzy mogliby różnie reagować, ale akurat ta komnata była całkowicie normalna, z dość fajnym łóżkiem wodnym w środku. Więc postawa Krum Byrona zastanowiła. Podszedł do dziewczyny i, nie pytając nawet, co się stało, bezpardonowo ją chwycił, zmuszając do tego, by odeszła i umożliwiła mu wejście do środka.  
    Otworzył drzwi i zobaczył...  
    Doskonale wiedział, że jego ojciec zdradza matkę, nigdy jednak nie przyłapał go na tym. Do tej pory. I miał przy sobie aparat! Doskonała okazja, może zrobić zdjęcia i wysłać je do prasy, reputacja Ministra Magii trochę na tym ucierpi. Stary Sawyer i jego kochanka — Byron był pewien, że już ją kiedyś widział; kto to był? Wizengamot? Niewłaściwe użycie czarów? Stosunki międzynarodowe? Nieważne — nawet nie spostrzegli się, że nie są sami.  
    Byron zrobił szybko kilka zdjęć.  
    — Uśmiechnijcie się do obiektywu — zawołał, żeby zwrócić na siebie uwagę, i zrobił ostatnie zdjęcie.  
    Wycofał się z pokoju i zatrzasnął drzwi. Nie był pewien, co zechce zrobić jego ojciec, ale wiedział, że jakoś zareaguje na pewno, więc nakazał Kapelanowi zostać przy wejściu. To powinno na trochę Ministra Magii zatrzymać. Byron pstryknął palcami i obok pojawił się Skrzat Domowy.  
    — Daj jej kopertę ze zdjęciami — powiedział Sawyer do istoty magicznej. Skrzat posłusznie wypełnił polecenie i deportował się. — Możesz sprawdzić — zwrócił się do Ophelii — czy cię nie oszukałem, a potem sobie w końcu stąd pójść.  
    Tak, Byron znalazł sobie już lepsze zajęcie, więc Ophelia przestała być potrzebna. Sawyer musiał przecież wywołać zdjęcia — miał nadzieję, że zapasy odpowiedniego eliksiru jeszcze się nie skończyły — a potem zdecydować do jakiej gazety je wysłać.  
    Nie czekając na reakcję Krum, skierował się do schodów i zbiegł po nich na dół.

    OdpowiedzUsuń